Madame Batterfly pomaga mi w stolarni
Chcę abyście wiedzieli, iż każda kolejna praca w drewnie to wielkie wydarzenie. To jak zawieranie ciekawej znajomości. Każdy klocek drewna w swej niepowtarzalności słojów, kolorystyki i poskręcań jest jak intrygująca książka. Zanim go potnę na deseczki czy zdecyduję o innym zastosowaniu dla niego, pochylam się nad nim na dłuższą chwilę. Obracam go z boku na bok i dokładnie przeglądam. 'Czytam' go. Przygotowanie do każdego większego projektu to niejako 'przeczytanie' potrzebnego do tego projektu drewna 'od deski do deski'. I już na tym etapie, w tym preludium tworzenia przyszłych antyków jest niezwykła poezja.
Gdy już wiem co chcę tworzyć uwalniam głośno coś podniosłego, na przykład Pucciniego i zaczynam ciąć czy dłutować. Muzyka znieczula cięcia, amortyzuje ciosy i przepełnia uczuciami. A ja przemawiam do obrabianego klocka czy deski. Przekonuję, że to tylko zmiana image. Że właśnie wspólnie bierzemy udział w metamorfozie. Że uczestniczymy w wielkiej sprawie. Tworzymy historię zmieniając piękne w niezwykłe. Że wsłuchując się w marzenia zaczynamy burzliwy romans.
Scenariusz większości tych miłostek jest podobny. Najpierw jakiś pomysł jak iskierka Obietnica. Potem ochranianie tej iskierki by nie zgasła – pisanie o niej, jakieś szkice i rysunki. Czasami rozmowy z przyjaciółmi. Następnie ten etap, który przed chwilą opisałem. Trochę z sobą walczymy, dużo pertraktujemy. I tak właśnie tworzymy! A potem gdy jesteśmy już zmęczeni musimy się na trochę rozstać i odpocząć. Ten okres trwa różnie. Zazwyczaj tylko dzień, czy tydzień. W kilku wypadkach jednak trwał kilka lat. W dwóch trwa od kilku lat nadal. Ale to są wyjątki. W większości wypadków, znów przesycam powietrze harmonią wielkich oper i tańczymy dalej. W końcu docieramy do tego aktu, w którym mamy już za sobą uderzenia i cięcia. Teraz zatapiamy się w kołyszący rytm szlifowania, gładzenia i polerowania. Pieścimy detale i wydobywamy szczegóły. Drewno już tylko się poddaje swojemu spa. Już jest tylko wdzięczne. W ten czas nakładam na nie olejek albo wosk, czasami jakiś lakier. Stawiam przed sobą i podziwiam! I albo kocham już na wieki, albo odkładam w zapomnienie pocieszając siebie samego, że akurat ta lektura to tylko jedna z kartek w rozdziale 'Doświadczenie'.
Wiem dobrze, że ten romans mnie nie zawiedzie. Powstaje jednak pytanie czy mnie na niego stać? Miłostki są przecież takie kosztowne. Móc sobie na nie pozwolić to istny luksus. Ale na szczęście wielcy i wrażliwi kochają luksus. A uwzględniając, zupełnie na poważnie fakt, że od dwudziestu paru lat jestem szczęśliwie żonaty, nie zamierzam tworzyć haremu. Kiedy więc kolejną piękność uwolnię z poskręcanych sęków, to nacieszę nią oko i jak mentor ucznia, oddam ją światu. Jeżeli będę ją kochał oddam drogo. Jeżeli nie, sprzedam okazyjnie. Jeśli pokocha ją też moja żona pozostawię ją w służbie u nas. Wtedy taka uprzywilejowana będzie mogła słuchać oper śpiewanych kolejnym rodzącym się ślicznotkom. I gdy kolejne będą odsyłane, będzie życzliwie im życzyła aby dostąpiły kiedyś tytułu 'antyk'. Żeby jako matrony wielu pokoleń swym pięknem przekonywały wszystkich, że życie ma sens i smak.
Dlatego chcę tworzyć w drewnie już nie tylko 'przy okazji'. Chcę być w tym profesjonalistą. Chcę aby moje muzy gdy drewno użyczy im swego pięknego ciała, gdy najpierw walcząc, potem pieszcząc wpasuję je w jego słoje... Chcę by wtedy moje muzy pachniały swym cedrem i historią domów, które je nabędą.
Tak więc kolejne i kolejne razy pozwólmy Madame Batterfly by śpiewała w stolarni. By pomogła swymi uczuciami tchnąć życie w drewniane kloce. By przy śpiewie rodziła się sztuka. Wspólnie rzeźbmy marzenia i twórzmy historię.Unikajmy życia płytko. Kreując żyjmy pięknie.
Dodatkowe informacje
- data: piÄ…tek, 07 czerwiec 2013
- wstęp: Każda kolejna praca w drewnie to wielkie wydarzenie.